Turystyka

Wyprawa na Wschód (nie) dla każdego.

Kto nigdy nie postawił stopy na dalekich rubieżach dawnej Rzeczpospolitej, nigdy nie zrozumie tęsknot y tych, którzy brutalnie wyrwani ze swoich stron rodzinnych, znaleźli się nagle w innej rzeczywistości kulturowo-historycznej. Nie zrozumie też tej głęboko tkwiącej w duszy tęsknoty do bezkresnej linii horyzontu, za który chowa się znużone słońce. Bo ziemia ta rozległa, piękna, urodzajna, przeorana wysiłkiem rolników, ale też przesiąknięta krwią i naznaczona mogiłami powstańców, żołnierzy, zesłańców, przesiedleńców, „wrogów ludu” i przypadkowych ofiar. Wyprawę na Wschód zorganizowała Gdańska Komisja Międzyzakładowa Pracowników Oświaty i Wychowania NSZZ ,,Solidarność'' przy pomocy PTTK ,,Mazowsze''.

Kresy

Radość wyjazdu zaplanowanego na 10 sierpnia 2013 r. zepsuła Hiobowa wieść, że cztery osoby nie otrzymały wizy białoruskiej, w tym nasza przewodnicząca i sekretarka (wiadomość tę przekazano na kilka godzin przed podróżą). Kluczem do odmowy była informacja, że osoby te są zatrudnione w NSZZ ,,Solidarność''. No cóż, reżim Łukaszenki broni się, waląc na odlew.
Zapłakany deszczem Gdańsk opuszczaliśmy w nie najlepszych nastrojach. Mimo że pogoda dość szybko się poprawiła, nasze przygnębienie nie znikło - czarę goryczy przelała ogromna kolejka na granicy polsko-białoruskiej i opieszałość służb wschodnich sąsiadów. Czas oczekiwania na odprawę przedłużył się do prawie 5 godzin. Program zwiedzania zaplanowany na ten dzień musiał ulec zmianie. Na Grodzieńszczyznę wjechaliśmy pod wieczór, przywożąc ze sobą burzową nawałnicę. Mimo to zdecydowaliśmy się zwiedzić kościół farny pod wezwaniem Franciszka Ksawerego z przepięknym obrazem Matki Boskiej. W ulewnym deszczu odwiedziliśmy jeszcze grób Elizy Orzeszkowej, traktując przemoczenie do suchej nitki jako karę za nieprzeczytane opisy przyrody z utworów tej pisarki. Następnego dnia niebo nad Grodnem odsłoniło swoje jaśniejsze oblicze, mogliśmy więc podziwiać zakątki tego niesamowitego miasta, położonego nad brzegami Niemna. Oprowadzał nas rodowity Kresowianin Pan Stanisław Poczobut Odlanicki (ojciec znanego opozycjonisty Andrzeja Poczobuta). Jak wielkie to miało znaczenie, doceniliśmy w kolejnych dniach, gdy Pan Stanisław dzielił się z nami przeogromną wiedzą historyczną, własnymi wspomnieniami, anegdotami kresowymi i po prostu doświadczeniem kilkudziesięciu lat życia na tej ziemi, którą ukochał.
„święta miłości kochanej Ojczyzny, Czują cię tylko umysły poczciwe'' - ten cytat z Krasickiego najlepiej pasował do Pana Stanisława, znalazł się więc w podziękowaniach, które przekazaliśmy mu w dniu odjazdu. Zanim do tego jednak doszło, podążaliśmy śladami Mickiewicza (Grodno, Zaosie, Nowogródek, jezioro Świteź już dziś nie romantyczne, a piknikowe), Orzeszkowej (Grodno) Zana (Smolany) oraz magnackich siedzib Radziwiłłów, Sapiehów, Druckich-Lubeckich, Czetwertyńskich, Redułtowskich, Kisielów, Sanguszków. Większość majątków kresowych zniszczono, ograbiono, zdewastowano, zamieniono w kołchozy. Unicestwieniu oparł się pałac Radziwiłłów w Nieświeżu. Do dziś poraża przepychem i rozmachem jako konkurencja dla Wawelu. Za ziemiami Radziwiłłów kończyła się przedwojenna Rzeczpospolita, a zaczynał Związek Sowiecki. Na nocleg pojechaliśmy aż do Orszy, mnie kojarzącej się z chorążym orszańskim Kmicicem. Dziś to spore miasto naddnieprzańskie z typową socrealistyczną zabudową i kilkoma zachowanymi cudem zabytkami sztuki sakralnej.

Rosja( Katyń, Smoleńsk)

Dziś granica między Białorusią a Rosją jest symboliczna, przejeżdża się ją dość szybko, nawet nas nie poddano dłuższym procedurom. Na ziemi rosyjskiej czekały mogiły katyńskie ukryte niegdyś w ,,niemym lesie'' - ten las naprawdę nie szumi - przerażająca cisza. Ściśnięte gardła z trudem wydobyły z siebie słowa modlitwy i dźwięki Mazurka Dąbrowskiego. Pan Stanisław zawiózł nas także na stację kolejową w Gniezdowie, dokąd w towarowych wagonach przywieziono polskich oficerów, aby 10 km dalej ich wymordować i zakopać w zbiorowych mogiłach. Jak dotąd Rosja - spadkobierczyni Związku Sowieckiego nie zrehabilitowała ofiar i nie chce uznać tej zbrodni za ludobójstwo. Pochowani w lesie katyńskim nadal czekają na sprawiedliwość. Sprawiedliwego dochodzenia prawdy oczekują też ofiary katastrofy smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 roku. Chociaż trudno porównywać te dwa zdarzenia, nieodległe miejsca połączyła na zawsze więź bólu, cierpienia oraz poczucie osamotnienia ofiar i ich najbliższych. Ta tragedia ciągle jeszcze nie ma napisanego ostatniego aktu... Śmietnik pełen kwiatów i wieńców przez kogoś skwapliwie zabieranych spod krzyża, ustawionego w symbolicznym miejscu katastrofy, nie napawa optymizmem, ale warto pamiętać, że tak samo usuwa się polskie symbole narodowe, znicze i kwiaty z mogił powstańców styczniowych czy żołnierzy z 1920 roku. Jednak ciągle tam są, przedzierają się przez chwasty i kamienie. ,,Lilije[..] rosną tak wysoko, jak pan leżał głęboko'' - pisał Mickiewicz i nie jest to tylko ars poetica.
Tablica na Soborze Uspieńskim w Smoleńsku uświadamia Polakom, że nadal postrzegani są tu jako najeźdźcy z XVI wieku - napis głosi, że ufundowano ją ponad 400 lat później jako pamiątkę wygnania Polaków z tego miasta. Jakaż straszna trauma w Rosjanach tkwi po dziś dzień, że na ścianie świątyni musieli zawiesić tekst ukazujący ich jako zwycięzców nad polskimi „ciemiężcami” sprzed kilkuset lat. Jak wiele złej woli w interpretacji historii dawnej i tej całkiem nieodległej.
Rosję opuszczałam bez pragnienia powrotu, pamiętając jednak, że i tu Mickiewicz spotkał swoich „braci Moskali”.

Powrót na Białoruś

Wieczorem wróciliśmy na Białoruś, a nasze serca ukoił widok Witebska - pięknego miasta nad Dźwiną, szczycącego się miejscem urodzenia słynnego malarza Chagalla. Zadbany Witebsk z licznymi kawiarenkami i restauracjami zachęca do dłuższego pobytu, niestety musieliśmy zadowolić się pośpiesznym spacerem po jego ulicach i zakątkach. Kolejny dzień zawiódł nas do Chatynia - memoriału upamiętniającego pacyfikację 618 wsi podczas II wojny światowej. Napis oficjalny głosi, że to Niemcy spalili razem z mieszkańcami osadę białoruską, ale jak twierdzą znawcy tematu, dokonało tego ,,SS Galizian'' złożone z Ukraińców i Niemców. Zwrócono nam uwagę na imiona dzieci z Chatynia o swojskim brzmieniu: Zosia, Rózia, Staś, Ania... umieszczone na pamiątkowych tablicach. Kolejne niedopowiedzenie historii?
Miejscem wspólnej kaźni Białorusinów i Polaków jest niewątpliwie Las Kuropacki. Dziś Kuropaty to dzielnica Mińska, przez środek lasu biegnie droga szybkiego ruchu, niedaleko wybudowano blokowisko. Spotkaliśmy tu chłopców z atrapami pistoletów w rękach. Bawili się w strzelanie do krzyży, wrogów? Signum loci. Gdyby swego czasu okoliczni mieszkańcy nie zdobyli się na bardzo odważny protest, dziś nie byłoby gdzie wspominać straconych tu ludzi. Las krzyży, w większości łacińskich, widoczny jest na pewno z okien bloków. Na niektórych polska flaga, na bardzo niewielu tabliczka z nazwiskiem. Kuropaty czekają na ekshumacje i swoje miejsce w historii.
Stolica Białorusi mnie nie zachwyciła. Typowe socrealistyczne zadęcie, monumentalizm siedziby władz, z nieodłącznym na Białorusi pomnikiem Lenina, dygnitarze wożeni limuzynami, smutne stare kobiety sprzedające przed ,,europejskim'' centrum handlowym małe wiązanki prostych kwiatków, ukryte w reklamówkach, bardzo dyskretni żebracy - to obrazki ze stolicy państwa Łukaszenki. Tuż obok siedziby prezydenta Białorusi przycupnął niewielki kościół z czerwonej cegły ze strzelistymi wieżami, odcinającymi się wyraźnie od prawosławnych kopuł. Kościół katolicki pod wezwaniem Św. Szymona i Heleny, w sercu białoruskiej stolicy, pod oknami władz, które z trudem tolerują ożywienie prawosławia, kościół, w którym posługuje ksiądz z Polski (pracował w parafii na gdańskiej Żabiance) i dla nas specjalnie po polsku odprawia Mszę, bo o to poprosiliśmy z uwagi na święto Wniebowzięcia NMP. Kto mógł coś takiego zorganizować, tylko Najwyższy!

Pożegnanie

Ostatni dzień naszego pobytu wypełniło spotkanie z Tadeuszem Kościuszką w miejscu jego urodzenia, w dawnym folwarku Mereczowszczyźnie. W odbudowanym dworze w Kosowie Poleskim znajduje się muzeum naszego bohatera narodowego, a w pobliskim kościele Św. Trójcy został ochrzczony. Kierując się w stronę granicy, obejrzeliśmy rozległe ruiny klasztoru Kartuzów w Berezie Kartuskiej oraz koszary, w których dziś mieszczą się sklepy i bank. Jeszcze chwila w Kobryniu - koło błękitnej cerkwi dobrze zachowany grób rodziny Mickiewiczów, a dalej zarośnięte chwastami pozostałości nekropolii żołnierzy z 1920 roku, które pospiesznie próbowaliśmy uporządkować.
Ostatnim miastem na naszej tarasie był Brześć z licznymi pozostałościami bytności Polaków na tych ziemiach - architektura eklektyczna, secesyjna piękna, mimo że czas i nowi właściciele nie obeszli się z nią łaskawie. Jeszcze tylko zwiedzanie twierdzy brzeskiej, otoczonej zewsząd rzeką zwaną Muchawcem - chlubnego walkami roku 1920 i czasami II wojny światowej. Most na Bugu, niezwykle malowniczym w tym miejscu, kieruje nas do Polski. Na przejściu granicznym nieliczne samochody odprawiane są dość szybko. Pozostawiamy za sobą Kresy i Pana Stanisława Poczobuta, który zachęca do ponownego przyjazdu. Kto wie? Może kiedyś?

Hanna Minkiewicz
tekst i zdjęcia

"Cóż wabi za Niemen?
Czy kraj tam piękniejszy,
Kwiecistsza tam błoń,
Czy milsze dziewoje,
Ze tęsknisz tak doń?"

fr. Hymnu wyprawy na Kresy
August Bielowski

Image

Komisja Międzyzakładowa
Pracowników Oświaty i Wychowania
NSZZ "Solidarność" w Gdańsku

ADRES

80-886 Gdańsk,
ul. Targ Drzewny 3/7

tel. (58) 308 47 25,
fax (58) 308 47 26

BIURO CZYNNE

w godz. 1000 - 1600
czwartek w godz. 1000 - 1700
piątek w godz. 800 - 1400

Biuro mieści sie w DOMU PRASY -
wejście obok apteki Gemini,
IV piętro, winda dojeżdża tylko do III

INFORMACJE